-Mamo! Myślisz, że wujkowi Harremu spodobają się moje rysunki? - Przybiegła do mnie Molly wpadając w panikę. Harry jest jej chrzestnym, więc raczej wszystko co ona robi, mu się podoba i zawsze będzie.
-Pokocha wszystkie twoje prace, a teraz proszę przebierz się w tą różową sukienkę – ucałowałam ją w czubek głowy i wróciłam do krojenia warzyw na sałatkę. Kurczak już się piecze, ziemniaki już wcześniej przyszykowałam na frytki, które też zaraz muszę wstawić.
Lubię, a jednocześnie nienawidzę gotować. Szczególnie, że nie gotuje dla męża i dzieci tylko dla... w sumie też dla rodziny. Więc nie wiem czym się tak stresuje, może tym, że rzadko bywają u nas na kolacji? Mam nadzieję, że Eathan kupi dobre wina, bo tylko tego nam brakuje w domu. Ostatnią butelkę wypiliśmy jakieś dwa dni temu, kiedy mieliśmy noc filmową.
-Pomóc Ci w czymś, mamo? - przyszedł do mnie Max, który najwidoczniej skończył odrabiać lekcje.
-Możesz nakryć do stołu? - Pokiwał głową i zajął się przenoszeniem naczyń z kuchni do jadalni. Jak to jest, że dzieci są tak bardzo podobne do swoich rodziców.. Widząc codziennie swojego syna, widzę też Zayna. Dlatego właśnie nie mogę się wyleczyć do końca ze wszystkiego co mam w sercu.
-Kochanie jestem!
-Boże, jak dobrze, zaraz zwariuje tutaj sama – przerwałam pracę i w pośpiechu pognałam przytulić męża – tego mi potrzeba – zaciągnęłam się jego pięknymi perfumami, które oczywiście sama wybierałam.
-Już ci idę pomóc – dołączył do mnie i zabrał się za sos. Ja doprawiłam sałatkę i poprosiłam Maxa, aby ją zaniósł na stół. Nasza mała księżniczka zniknęła na górze i coś długo nie wraca, To zbyt podejrzane, więc powinnam iść zobaczyć co nabroiła.
-Wstaw frytki, a ja idę do Molly. - Nic nie dopowiedział, więc ruszyłam na górę. Miała tylko zmienić sukienkę i wracać do mnie na dół. A ona tymczasem zajęła się rysowaniem. Stanęłam za nią, żeby zobaczyć co takiego jej wpadło do głowy. Zobaczyłam jakąś postać i po lokach można stwierdzić, że to po prostu jest Harry. Na pewno mu się spodoba, że jego chrześnica myśli o nim i go tak lubi. Nie widzą się na co dzień, bo w końcu my jesteśmy tu, a oni są wszędzie. Ale staram się, żeby przynajmniej raz na tydzień rozmawiali przez Skype.
-Słońce, pięknie, ale miałaś się przebrać – zauważyłam, ze dalej siedzi w tych dresach zamiast być w sukience.
-Mamo jeszcze chwila, skończę i się przebiorę – zajęczała nie przerywając swojego zadania.
Kręcąc głową
oddalałam się, żeby zostawić ją w spokoju. Jak usłyszy dzwonek
do drzwi to będzie biegać, żeby wyglądać jak księżniczka.
Chyba ja też
mogłabym się przebrać w jakieś jeansy, a nie w leginsach sobie
latam. Zamiast zejść na dół, postanowiłam wejść do garderoby, żeby znaleźć coś dla siebie. Wzięłam pierwsze lepsze czarne rurki, oraz fioletową koszulę. Przebrana zbiegłam do krzyczącego Eathana.
-Co się dzieje?! -Wpadłam do kuchni skąd dochodził jego krzyk.
-Kurwa! - krzyknął po raz kolejny – jebany piekarnik! Oparzyłem się...
I nie
wiedziałam co powiedzieć. Patrzyłam na niego, czekając na wybuch
śmiechu, bo chyba na to mnie stać.
-Nie mogę cię
zostawiając samego w kuchni – nie mogłam przestać się śmiać,
bo widziałam jak podskakuje, trzymając się za obolałą rękę.
Jak to jest, że mężczyźni nie potrafią nawet wyjąć dobrze
kurczaka z piekarnika, żeby sobie nic nie zrobić. -Idź już lepiej do pokoju, ja wszystko wyłoże – pogoniłam go ścierką, przez którą chwyciłam gorące naczynie. Jednak on miał inne plany i wziął mnie przytulił. Prawie upuściłam szklane naczynie, ale w porę chłopak się uspokoił. Pokręciłam głowę dając mu buziaka na pożegnanie.
Wyrobiłam się, bo właśnie zadzwonił dzwonek. Nikt inny o tej porze nie przychodzi, więc to na pewno oni. Słyszałam już z przedpokoju jak Eathan wita gości, a z góry biegnie Molly. Dołączyłam do nich, słysząc rozbawioną córkę. Od razu dała swój prezent Harremu, a ten jej dał coś w zamian.
-Nie rozpieszczaj jej za bardzo – skomentowałam widząc duże pudełko, owinięte w papier.
-Ja ją, a Payno Maxa – źle chyba dobrałam chrzestnych. Moje dzieci później będą myślały, że zawsze mogą mieć to co tylko sobie chcą. Mają zdecydowanie za dobrze jak na ten wiek. Nie dość, że chrześni to jeszcze Lou i Niall zawsze coś dla nich mają. Kocham ich, ale jednocześnie nienawidzę. Za dużo prezentów to nie zdrowo.
-Wchodźcie dalej, rozgośćcie się, a ja zaraz podam do stołu – posłałam im uśmiech i zaczęłam kierować się do kuchni.
-Pomogę ci – usłyszałam Louisa, który jakoś tak jest nieobecny. Jak nie ten sam co wczoraj. Nie chciałam pytać przy wszystkich, ale może na osobności mi coś powie.
-Możesz otworzyć wino – podałam mu butelkę, a on nic nie mówiąc się tym zajął. Obserwowałam go nakładając na talerze mięso i ziemniaki.
-Co się stało? -Nie wytrzymałam z ciekawości. Zaprzestał zabawy z winem i na mnie spojrzał tak, jak jeszcze nigdy. Nie wiem co to spojrzenie może oznaczać. Uniosłam w górę brew, dając mu do zrozumienia, że nie zrozumiałam przekazu. Westchnął spuszczając ze mnie wzrok.
-Po prostu chyba mam jakieś zwidy i niepotrzebnie przywiązuje do tego jakąś wagę – powiedział, a ja dalej byłam w tym samym zagubionym miejscu.
-Zobaczyłeś kogoś niewłaściwego? - Ciągnęłam temat do końca, bo jak już zaczął to wolę się dowiedzieć wszystkiego do końca.
-Można tak właśnie stwierdzić, ale kochana ty się nie przejmuj, ja już zrozumiałem o co chodziło. Lepiej chodźmy do nich, bo umrą z głodu – szybko zniknął z alkoholem. Stanęłam w miejscu i wpatrywałam się w miejsce, gdzie przed chwilą stał Louis. Jeszcze to z niego wyciągnę.
-Mamo! - westchnęłam i z uśmiechem wróciłam do rodziny. Wszyscy zajadali się moim daniem, a ja byłam na reszcie szczęśliwa. Właśnie takich wieczorów mi brakuje. Zawsze miałam na celu spędzać czas z bliskimi, nawet kiedy założyłam rodzinę, to i tak w swoim kalendarzu mam czas na spotkania i takie miłe chwile.
-Chciałbym znieść toast za wszystkich co są z nami – uniosłam kielich tuż po Liamie – ale też za tych, których nie ma..
Upiłam duży
łyk wina i wróciłam do jedzenia. Co chwilę musiałam przypominać
dzieciakom o jedzeniu i zachowaniu się przy stole. Bycie mamą nie
jest takie proste, na jakie może z daleka wyglądać...
**
Po kolacji
dzieci pobawiły się z chłopakami, aż w końcu Molly zasnęła na
kolanach Harrego. Wspólnie z lokowanym zaniosłam dziewczynkę do
łóżka. Max natomiast spędzał ostatnie chwile przed snem z
Louisem, rozmawiając o wszystkim. Chyba nawet słyszałam jak
wypowiadają imię jego ojca. Nie powiedziałam jeszcze mu, kto jest
jego biologicznym ojcem, jakoś nie mogłam się nigdy przemóc. A
Eathan zaakceptował go jako swojego, więc myślałam, że tak
będzie łatwiej. Przynajmniej dla mnie, nie musząc opowiadać o
Zaynie.. -Jess?
-Hmm.. Przepraszam, zamyśliłam się – pocałowałam Mol i usiadłam obok Stylesa.
-Chyba wiem co Tommo chciał Ci powiedzieć, ale w końcu tego nie zrobił – zaczął temat, a mnie tym samym rozbudził – jakoś wczoraj wieczorem, kiedy wracaliśmy do hotelu on został, żeby zrobić sobie kilka zdjęć z fanami. My nie mieliśmy po prostu już na nic sił, a do tego nasze spotkanie. Wszyscy przeżywamy takie rzeczy inaczej. Ale kiedy wrócił, nie był sobą. Pytałem, chłopaki też, ale nic nie mówił tylko poszedł do łazienki, gdzie, mogę przysiąc, że płakał.
-Chwila.. - przerwałam mu, żeby wszystko przetworzyć. - Lou został sam, wrócił i zamknął się w sobie?
-Coś w tym stylu – pokiwał głową Harry – ale na drugi dzień nie dawaliśmy za wygraną, aż w końcu nie wytrzymał i powiedział, że widział go przez chwilę.
-Go? Jakiś wasz wróg? Znajomy? - zaczęłam nerwowo stukać palcami o uda.
-Zayna – wyszeptał – widział Zayna. Dlatego nikt nie chciał ci tego mówić..
Wpatrywałam się w niego, nie mając pojęcia co właśnie powiedział. Tak jakby to było w innym języku. Bo przecież to jest niemożliwe, żeby ktoś zobaczył osobę, która już kilka lat nie żyje. Owszem są przypadki, że ktoś bardzo tęskni i widzi tą osobę, ale bardziej jako wspomnienie, jakaś „wizja” w głowie lub sobowtór. Przecież istnieją ludzie, którzy są podobni do innych. Na pewno to było coś w tym stylu, a oni teraz panikują, że uuu może zmartwychwstał.. To nie jest Jezus! To nie żadna część książki czy Biblii.
-To są jakieś żarty – wypaliłam denerwując się- dobrze wiecie, że to mogła być osoba podobno! Nie był to Zayn, bo go już nie ma, okej? Wkręcacie mnie, ale wam jakoś nie wyszło. Czuje się nie dobrze z tego powodu..
Wstałam i
skierowałam się do wyjścia. Zaszkliły mi się oczy, na samo
wypowiedzenie jego imienia. Zbiegłam na dół, gdzie w salonie
siedziała cała reszta. Poczułam jak trzęsą mi się ręce, więc
chwyciłam swój kieliszek z winem i wyszłam na balkon. Tam miałam
schowane papierosy, więc od razu odpaliłam jagodowe LM i
odetchnęłam. Patrząc w gwiazdy, widziałam tylko taką jedną,
którą oglądaliśmy godzinami we dwójkę. Obiecał, że mi ją
kupi i nazwie moim imieniem. Pieprzony romantyk. Teraz on by mógł
tu stać i się smucić, a nie ja. Dobrze to obmyślił, jeszcze mu
wygarnę kilka rzeczy. Niech się lepiej cieszy, że nie jest koło
mnie. Mogłabym go uderzyć pod wpływem emocji.
-Kochanie co
się stało? - Dlaczego oni nie rozumieją, że jak się wychodzi bez
słowa, to potrzeba nam trochę prywatności, ciszy, spokoju.. -Nic, po prostu potrzebuje chwili w samotności – odpowiedziałam odwracając się do niego – Max zasnął?
-Emm.. tak właśnie Liam zaniósł go z Niallem na górę.
Zgasiłam fajkę i wypijając do końca wino, weszłam do środka. Odnalazłam wzrokiem Lou, któremu kazałam iść za sobą. Niechętnie się podniósł i podążył za mną do kuchni. Oparłam się o blat i czekałam na jakieś słowa wyjaśnień od niego. Chciałam po prostu usłyszeć, że coś mu się przewidziało i wcale nie tracimy rozumu. Jeśli sądzi inaczej, to powiem mu kilka faktów życiowych związanych z psychiką ludzką, i wszystko wróci do normy.
-Jebany Hazz...
miał nic nie mówić. Nikt miał się nie odzywać w tej sprawie –
zaczął nie patrząc mi w oczy – nie chciałem cię denerwować,
bo wiem jak to nie zdrowo brzmi. Ale coś mi mówi, że to mógł
być..
-Nie!
-Podniosłam głos nie panując na tym. - Zayn Malik oddał życie za
mnie. Nie ma go na tym jebanym świecie, ty to wiesz, ja i wszyscy!
Rozumiem, że tęsknisz, każdemu go brakuje, ale nie traćmy rozumu!
Nic nam go nie zwróci, niestety nie mam czarnej magii, lub
znajomości w świecie czarowników. A bardzo bym chciała, bo
mogłabym oddać wszystko za jeszcze kilka godzin z nim.. -Jess, przepraszam, ale ja naprawdę nie wiem co się wydarzyło.. - podszedł do mnie i mnie przytulił. Wtuliłam się w niego i rozpłakałam. Sądziłam, że ten wieczór skończy się szczęśliwie i jutro będzie kolejnym pięknym dniem w naszym życiu, Jednak po tych wszystkich teoriach, chyba wybiorę się znowu do psychologa. Może ktoś powinien mnie wysłuchać, przynajmniej tak mogę powiedzieć wszystko i nie być osądzaną za to.
-Ja też go czasem widzę – wyszeptałam – ale to tylko moje uczucia, które chcą go z powrotem tutaj.
-To było zbyt realne.. ale pewnie masz rację. Musze się uspokoić, bo popadnę w paranoje, znowu – odpowiedział wycierając najpierw moje łzy, a potem wziął się za swoje. Pokiwałam głową i posłałam mu uśmiech, żeby wiedział, że jestem z nim mimo wszystko co powie, lub zrobi. Nawet jak boli mnie to w chuj, to i tak jestem z nim jak i z resztą idiotów, których kocham.
-Jess, musimy się dogadać co do koncertu – wszedł do nas Niall.
-Jasne, już idziemy – odparłam i uspokojona weszłam do salonu, gdzie siedzieli wszyscy. Chwyciłam swoją lampkę wina i usiadłam na fotelu. Mój mąż już dyskutował na temat jutra z Liamem, ale ja nie byłam w temacie. Więc udawałam uwagę, a tak naprawdę byłam gdzieś indziej. W sumie nawet nie wiem gdzie.
-Czyli jutro
spotkamy się przed, w naszym hotelu – podsumował Harry – a
potem wspólnie udamy się na próbę generalną i koncert.
-A o której? -
spytałam sprawdzając swój grafik.-Zaczynamy o 19.. więc tak 15? - Sprawdził w telefonie Payne, a mi się nie spodobało. Mam pracę do 16, więc moja rodzina będzie musiała tam jakoś dotrzeć. W sumie mogłabym przecież skończyć kiedy chcę, ale wtedy reszta mi zostanie na następny dzień. A chciałam pojechać na jakieś zakupy wreszcie, żeby mieć wolny dzień dla samej siebie.
-Ja do was dojadę, bo wychodzę z biura o 16 – powiedziałam wyłączając telefon – bo muszę skończyć jeden projekt, żeby nie został mi na potem.
-To ja przyjadę z dziećmi na 15, akurat skończę papierkową robotę.
-Czyli jesteśmy umówienie? - pokiwałam głową – to wznieśmy toast za przyjaźń.
Stuknęliśmy się kieliszkami i zagłębiliśmy w rozmowy o wszystkim. Ktoś zaczynał jakiś temat, a następna osoba coś dopowiadała, albo rozwijała z tego coś innego. Jak zawsze świetnie się nam rozmawiało, nawet mój mąż się zaaklimatyzował. Nie sądziłam, że kiedyś Eathan będzie w stanie ich polubić. Niby kiedyś w liceum coś próbował, ale wolał swoich przyjaciół i mnie. Słuchając wspomnień z liceum, chwyciłam bruneta za rękę. Spojrzał w moja stronę i pochylił się, aby ucałować mnie w policzek.
**
-To tylko koszmar – uspokajałam córeczkę, która obudziła mnie w środku nocy.
-Ale był tak realny – wyszeptała cały czas chowając się pod kołdrą.
-Każdy sen jest jakby prawdziwy, ale potem się budzisz – już nie wiem jak jej to wytłumaczyć – ja też takie miewam. Ale potem przytula mnie twój tatuś i czuje się bezpieczna.
Podniosła
głowę i patrzyła na mnie. Gładziłam jej lekko wilgotne włosy i
trzymałam za małą rączkę. Max śpi jak zabity, więc nie będzie
rano narzekał na siostrę. Za to Eathan zszedł kilka minut temu na
dół, żeby zagrzać jej mleko z miodem. Jemu to zawsze pomaga, więc
jej też powinno. W końcu jaki ojciec taka córka.
-Czyli zawsze
jak będę miała zły sen, to mogę przyjść i się do ciebie
przytulić? -Jak nie do mnie, to do taty. To zawsze pomoże – ucałowałam czubek jej głowy i przykryłam kołdrą – zaraz dostaniesz coś ciepłego do picia i będziesz w stanie zasnąć?
-Jak tato ze mną posiedzi – odpowiedziała, a ja się zgodziłam. Wstałam zostawiając zapaloną lampkę i akurat minęłam się w drzwiach z mężem. Posłałam mu porozumiewawcze spojrzenie i zeszłam na dół. Chyba potrzebuje zielonej herbaty. Tak też wstawiłam czajnik i odnalazłam swój ulubiony napój. Czekając na wrzątek oparłam się o parapet i obserwowałam piękne Los Angeles nocą. Dużo ludzi się kręci, mimo 3 nad ranem. Najwidoczniej każdy imprezuje, jak ja za młodości. Brakuje mi takich nocnych powrotów na palcach do pokoju. Dobrze, że ciocia była wyrozumiała. Inaczej bym nie miała życia, albo ona by go nie miała.
Wpatrując się
w ulice, dostrzegłam podejrzaną postać. Czemu od razu podejrzana?
Bo stoi i wpatruje się we mnie. A może już mi się wydaje? W końcu
jestem zmęczona, a do tego zostałam obudzona. Przetarłam oczy, ale
tajemniczy osobnik dalej stał i patrzył. Zbliżyłam się do okno,
żeby dostrzec jego twarz w świetle latarni, ale w tym czasie
usłyszałam gwizdanie czajnika. Wystraszona odwróciłam się, żeby
go wyłączyć. Kiedy mój wzrok powędrował na okno, mojego
obserwatora już nie było. Rozpłynął się tak szybko, jak
pojawił.
-Jess, przez
Louisa zaczynasz mieć paranoje – wyszeptałam sama do siebie
zalewając herbatę. Poczułam piękny zapach. Chwyciłam za kubek i usiadłam na krześle przy blacie.
Przypomniał mi się Harry, który opowiadał mi takie brednie. Jutro dzwonię do psychologa. Umówię się na wizytę, a potem będę żyła dalej. Jakieś mocne środki powinny mi pomóc dobrze funkcjonować.
-Idziesz? - Jego dotyk zmroził mnie i wystraszył.
-Już – odpowiedziałam łapiąc go za rękę – zasnęła?
-Było ciężko, ale po krótkich bajkach odpadła – wziął ode mnie dwa duże łyki gorącego napoju – chodźmy.
Wzięłam ze sobą herbatę i gasząc światła ruszyłam za brunetem. W sypialni była zapalona lampka, więc spokojnie trafiłam na swoją połowę. Usiadłam i zakryłam się do połowy kołdrą. Eathan położył się obok i usiłował wrócić do spania.
Zgasiłam światło i siedząc popijałam jeszcze wrzątek. Tak przyjemnie rozgrzewało moje wnętrzności. Przymknęłam oczy i czułam, jak morzy mnie sen. Dlatego czym prędzej odłożyłam naczynie, a sama zjechała niżej. Przekręciłam się plecami do chłopaka, który od razu mnie objął. Tak samo robił Zayn, żeby „Mieć mnie jeszcze bliżej i cały czas mnie pilnować”. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zamknęłam oczy...
______________
Hej! Zapraszam do czytania i komentowania, jak wam się podoba ^^
Strasznie się cieszę, że wróciłam do was. Mimo takich długich przerw między rozdziałami, to i tak sprawi mi to przyjemność. Każdy rozdział jest dla mnie nowa przygodą i oderwaniem od codzienności.
Pozdrawiam do następnego!! <3