**Oczami
Zayn'a**
Ten czas bez
mojej dziewczyny był męczarnią, ale codziennie wieczorami mówiłem
sobie i przed wyjściem na scenę, ze robię to dla niej i wracam za
niedługo. To mnie trzymał tutaj z Perrie, która z dnia na dzień
mnie coraz bardziej denerwowała. W dzień kiedy blondyna mnie
pocałowała nie miałem pojęcia, że ona to zrobi. Miałem ochotę
ją odepchnąć, ale nie mogłem. Było jakieś kilkadziesiąt
tysięcy osób, które wierzą, że jestem z nią naprawdę w związku
i planujemy nie wiadomo co ze sobą. Przeprosiłem oficjalnie moją
prawdziwą dziewczynę, ale nie mogłem powiedzieć też za co tak
bezpośrednio, bo by był przypał. Jednak już za dwa dni na
koncercie kazali mi stać w jednym miejscu, żeby Perrie mogła do
mnie wejść i coś tam zrobić. Chłopaki słyszeli wszystko, żeby
nie było potem nie potrzebnych niedomówień. Ale jak zobaczyłem
przy jednej z naszych piosenek dzięki Payno plakat, który trzymała
jedna z najpiękniejszych kobiet na świecie nie
wytrzymałem w
jednym miejscu. Ruszyłem tuż do progu sceny i tylko ona i kilka
fanek dzieliło mnie od mojej miłości. Wszystko co śpiewałem
kierowałem do niej pokazując to. Nie obchodziło mnie czy któraś
z fanek ją rozpozna i coś potem napisze w sieci. Liczyła się ona.
Po skończonym show czekałem na nią. Przyprowadził ją jakiś
ochroniarz i pierwsze co to rzuciła mi się w ramiona. Teraz miałem
wszystko w swoich ramionach. Po długich rozmowach poszedłem z nią
do pokoju. Nie chciałem ani na chwilę zostać bez niej. Do domu
wracamy za te pieprzone dwa miesiące, a ja chcę się nią
nacieszyć, bo musi jutro wrócić do domu. I znowu będziemy od
siebie tak daleko.
Ten moment
zapamiętam do końca życia. Kiedy moja Jessica zemdlała. Nie
wiedziałem co zrobić. Jedynie zdążyłem złapać jej głowę
przed uderzeniem o podłogę. Momentalnie w moich oczach zebrały się
łzy, które chciały wyjść na zewnątrz. Wziąłem ją na ręce i
pognałem do pokoju obok gdzie znajdował się Derec lekarz. Bez
pukania otworzyłem drzwi i wpadłem do pokoju..
-Co się stało?
- spytał podchodząc i sprawdzając przytomność dziewczyny.
-Podczas
rozmowy upadła i nic – odpowiedziałem będąc w szoku i cały
czas trzymając jej rękę, która była lodowata.
-To sprawka
zmęczenia i serca. Mówiłem, żeby została w szpitalu to nie –
spojrzałem w szoku na niego.
-Jak to w
szpitalu? Co się działo przez te dwa tygodnie.
-Nie mogę Ci
powiedzieć, bo zobowiązuje mnie moja praca – odpowiedział
wykręcając numer do szpitala. Do pokoju w międzyczasie przyszła
Ellie i Eathan. Nie ja ich zawołałem tylko Derec. Ja byłem za
bardzo wstrząśnięty i przerażony stanem mojej kochanej.
-Może wy mi
powiedziecie czemu ja do chuja nic nie wiem o Jess? Co się działo
przez te dwa jebane tygodnie?! - krzyknąłem na nich. Sam w tej
chwili nie poznawałem siebie. Miałem napad gniewu, który nie gości
u mnie za często.
-Uspokój się,
nie chciała cię martwić – odpowiedział chłopak.
-Nie mogę się
uspokoić, gdy nic nie wiem – zdenerwowany miałem ochotę uderzyć
w coś twardego czekając na karetkę, która jechała jakby nie
mogła dojechać.
-Jess przez ten
krwotok miała dodatkowe badania i leży cały czas w szpitalu. Nie
mówiła nic, bo nie chciała zniszczyć waszych koncertów –
powiedziała szlochając Ellie.
-Co takiego te
badania wykryły?
-Lekarze nie są
pewni i nic jej nie mówią. Więc nie mam pojęcia – Eathan
przytulił ją do siebie, a ja dalej nie pytałem tylko wróciłem do
Jess. W końcu wbiegli do pokoju ratownicy i wynieśli dziewczynę na
noszach. Nie miałem zamiaru jej zostawiać, ale kazali mi, bo Derec
z nimi pojechał. Chłopaki zabrali mnie do naszego samochodu, którym
kierował Liam i ruszyliśmy za karetką. Droga szła nam mozolnie ze
względu na światła, które niestety nas obowiązywały. Po 15
minutach byliśmy na parkingu. Wybiegłem nie zważając na deszcz.
Wbiegłem do środka szukając pielęgniarki.
-Szukam Jessici
Milton, który została przed chwilą przywieziona – powiedziałem,
a ta zaczęła coś tam szperać w papierach.
-Jest Pan
rodziną?
-Pani Milton
została przewieziona na salę badań na 3 piętrze numer 301, tylko
proszę nie..już nie dokończyła, bo ruszyłem biegiem na górę.
Zamówiłem windę, ale nie dojechała tak szybko jak chciałem więc
wybrałem schody. Biegłem szybciej niż zazwyczaj. Mijałem kilka
osób, które były w strasznym stanie, albo po prostu kogoś
kończyły odwiedzać o tak później porze. Nie zdawałem sobie
jakoś nigdy sprawy jak to musi być strasznie mieć bliską osobę
chorą na coś poważnego. W tym wypadku poświęciłbym dla niej
wszystko co mam, żeby tylko wyszła zdrowo z tego. Wpadłem na
drugie piętro i rozejrzałem się zbity z tropu w dwie strony nie
wiedząc gdzie dalej się kierować. Spojrzałem na jedne z białych
drzwi z napisem 290, i biegłem już w dobrą stronę. Nie minęła
minuta nim wbiegłem na salę do Dereca. Nie chciałem przeszkadzać
w badaniach, ale nie mogłem tak stać i nic nie robić. Widziałem
jak lekarze coś konsultują między sobą i pielęgniarki zapisują
w notesach pewnie te ważne rzeczy. Stałem koło drzwi i jak ktoś
mi je zamknął przed nosem oparłem się o ścianę i po niej
zjechałem. Nie miałem w tym momencie sił na nic. W mojej głowie
krążyło tysiące pytać, a najważniejszym było to dlaczego ona
mi nic nie powiedziała. Rzuciłbym wszystko, żeby tylko być z nią,
ale chyba właśnie tego chciała uniknąć. Nie chciała zrobić
czegoś czego bym żałował niszcząc swoją karierę i chłopaków.
A właśnie myśląc o nich właśnie teraz biegli w moim kierunku.
-Malik, jak
ona? -Spytał Eathan kucając koło mnie.
-Nie mam
pojęcia, badają ją – wskazałem palcem na drzwi i dalej się
zamyśliłem czekając na jakieś wiadomości. I historia bardzo lubi
się powtarzać widzę. Znowu wszyscy jesteśmy w szpitalu i czekamy
na dobre informacje co do Jess, która dostanie ode mnie taki
opierdol jak tylko się ocknie, że nie wiem. Tak cholernie ją
kocham. Jak tylko wyobrażę sobie, że coś może jej się stać
strasznego to nie przeżyje tego. Nie dam rady i się będę musiał
poddać.
Siedzieliśmy
wszyscy w ciszy, było tylko słychać szloch Ellie, która wtulała
się w Horana i co chwilę jakieś szuranie butami dobiegające z
sali 301. Po jakiś 30 minutach wyszedł do nas Derec. Spojrzał na
nas i w końcu się odezwał.
-Jest przytomna
– powiedział, a ja wstałem jak oparzony kierując się do niej,
Jednak zatrzymał mnie – To nie wszystko.
-Czemu nie mogę
się z nią zobaczyć? - zwróciłem się do niego.
-Najpierw
ważniejsze rzeczy – dopowiedział chowając zeszycik do kieszeni
spodni.-Więc załatwiłem już samolot, który za jakąś godzinę
zabiera Jessice mnie i dwójkę jej przyjaciół do Londynu.
-Co?! Dlaczego
tak szybko, tutaj też ma dobrą opiekę medyczna – powiedział
Liam wstając i drapiąc się po karku. Najwidoczniej nie tylko ja
się tak chujowo czuje w tym momencie.
-Zaraz odbieram
jej wyniki i już miałem pewność tego co jej jest. A muszę ją
zabrać do domu. Tak jej ciocia nakazała i ja, jako jej lekarz –
powiedział siadając na krześle. Schował twarz w dłoniach. -Taka
młoda, a tak chora – szepnął do siebie, ale i tak wszystko
słyszałem. Teraz moje ciśnienie podskoczyło diametralnie w górę.
Mogę się pewnie tylko domyślać o co chodzi, bo nie wiem czy mi
powiedzą. W końcu te jebane prawo jest takie, że tylko rodzinie
udzielają takich informacji co jest na maksa posrane.
-Panie Doktorze
Piterson, oto Pana wyniki – podeszła do nas niska blondynka z
teczką w kolorze brązu. Mężczyzna otworzył ją i dokładnie
przeanalizował. Kilka razy czytał to samo i w końcu schował
papier do środka.
-Możesz do
niej wejść – powiedział, a ja wbiegłem na salę. Na łóżku
leżała zmęczona brunetka. Pierwsze co zrobiłem to mocno ją do
siebie przytuliłem. Usłyszałem jej cichy śmiech i mogłem
zobaczyć jak się szeroko uśmiecha.
-Czy ja
umarłam? Nie krzyczysz? Nie pytasz? Jestem w niebie? -spytała przez
lekki śmiech.
-Spokojnie to
cię nie ominie złotko – puściłem jej oczko i złapałem za już
ciepłe ręce.-Nie wiesz jak się wystraszyłem. Mój świat w jednej
chwili się załamał.
-Ale jestem
tutaj i jest dobrze – odpowiedziała nim dokończyłem mój
monolog.
-Za parę minut
wracasz do Londynu, ale najpierw powiedz mi dlaczego mi nie
powiedziałaś – już poważniej zaczął rozmowę.
-Zayn, Kocham
cię. Nie chciałam, żebyś zaprzepaścił trasę dla mnie. Jak
widzisz jestem chwilowo w całości – zaśmiała się, a zanim coś
odpowiedziałem do pomieszczenia wszedł lekarz.
-Helikopter już
na nas czeka na górze – powiedział i wyszedł dając nam chwilę
na pożegnanie jak sądzę.
-On już wie co
ze mną będzie, a ja się domyślam – powiedziała przerywając
chwilową cisze między nami.-Wiedz, że jak umrę to..
-Kurwa, nawet
tak nie mów. Nie wiesz jak ja cię kocham?! Nie wyobrażam sobie
innego życia niż te co mam przy tobie – powiedziałem na jednym
tchu zdenerwowany tym co chciała powiedzieć. Mam pewność, że
chciała powiedzieć to co na tych jebanych filmach one zawsze mówią
przed końcem. Ale nie ma końca. To jest dopiero początek, a nie
jakiś jebany koniec. Ta dziewczyna kończy osiemnastkę i nie
pozwolę jej umrzeć. Nie przy mnie nie ma tak łatwo.
-Ja wiem, też
cię kocham i ehhh jutro napiszę jak będę wiedziała wszystko. A
teraz pocałuj mnie ten ostatni raz – nie musiała długo namawiać.
Wpiłem się w jej delikatne jeszcze trochę sine usta. Mogłem tak
się całować z nią, aż nam przeszkodziła pielęgniarka.
-Przepraszam,
ale musimy jechać na dach – powiedziała odpinając jakieś
przyrządy i pchając łóżko. Pomogłem jej z tym aż do windy.
Jess pożegnała się z chłopakami, a Eathan i Ellie już tam się
udali z doktorem. Ja natomiast mimo protestów ze strony lekarzy
wsiadłem do windy i ruszyłem z dziewczyną na górę. Cały czas w
rękach miałem jej jedną z dłoni. Pocierałem kciukiem o jej
wierzch i patrzyłem w jej oczy, które nie odrywały wzroku ode
mnie. Nie chciałem, żeby winda się kiedyś zatrzymała, ale w
końcu dojechaliśmy na samą górę i musiałem się ostatecznie z
nią pożegnać na jebane dwa miesiące. Pocałowałem ją i
szepnąłem jak bardzo ją kocham. Widziałem jak wsiada do samolotu
gdzie przejęli ją jej przyjaciele. Stałem tam, aż nie ruszyli.
Czułem pustkę i wewnętrzny smutek kiedy samolot znikał z mojego
zasięgu wzroku. Jeszcze słyszałem jak lecą, ale zebrało się na
deszcz więc wróciłem do środka gdzie czekali na mnie chłopaki.
-Jak się
trzymasz? - spytał Payno kiedy wróciłem mokry do nich na dół.
-Chujowo –
odpowiedziałem i ruszyłem pierwszy do wyjścia. Już miałem ochotę
znaleźć się w hotelowym łóżku i zasnąć na te parę jebanych
godzin. Tylko czy to mi się uda? Na miejscu Perrie na całe
szczęście spała u siebie w pokoju więc obyło się bez pytań i
zbędnych słów. Zamknąłem swój pokój na klucz i po ściągnięciu
mokrych ciuchów założyłem coś suchego. Po czym rzuciłem się na
łóżko spać. Ale w mojej głowie była jedna dziewczyna. Tak więc
przekręcałem się z boku na bok. To potrwało chwilę, aż mogłem
spokojnie zasnąć...
**Oczami
Jess**
Nie chciałam,
żeby dowiedział się w ten sposób. Po prostu nie mogłam nic
poradzić na to, ale no nienawidzę się za to. Zayn miał nic nie
wiedzieć, aż do oficjalnych jebanych wyników, które pewnie już
są jawne, ale nie przekazano mi informacji, bo po co? Ale lepiej bym
się zamartwiała i nic nie mówiła chłopakowi, który dowiedział
się w okropny sposób. Nie no dzięki losie!
Całe
szczęście nie krzyczał, ale widziałam, że był bardzo
poddenerwowany i smutny. Też bym taka była. Dobrze, że
dolecieliśmy samolotem do szpitala w Londynie. Tam od razu ciocia
wzięła mnie i nie puszczała z uścisku przez długą chwilę.
Jednak w końcu wróciłam do swojej obskurnej sali, której już mam
po dziurki w nosie. Miałam wrócić tu szczęśliwa dopiero jutro, a
nie w nocy. Najlepszy weekend jaki mogłam sobie wymarzyć. Kazałam
iść moim przyjaciołom do domu, ale uparli się najpierw rozpakować
mi walizkę. Ale po dłuższej rozmowie przekonałam ich, że jutro
jestem do ich dyspozycji i pewnie przez następne ileś tam chwil, aż
do śmierci więc będą mnie mieć jeszcze dość. Pozrzędzili, że
mam tak nie mówić, ale w końcu sobie poszli a ja zostałam sama ze
sobą. Teraz czekam na jutro, bo z rana ogłoszą mój wyrok śmierci.
Ciocia jak zwykle ślęczała przy mnie. Ale zasnęłam nie zważając
na nią, gdyż nie mogłam już przez brak sił...
**
-Chyba wiesz co
Ci jest – rzekła Derec przy porannym obchodzie.
-Domyślam się,
ale wolę byś ty mi to powiedział.
-Daję Ci góra
dwa lata życia – nie spodziewałam się tak bardzo złej diagnozy.
Mimo zaciskania pięści miałam łzy w oczach. - W tym czasie możesz
prawie wszystko, bo jak zajdziesz w ciąże to będą marne szanse
dla Ciebie..
-Nie mogę
przejść jakiejś operacji ?- zapytałam czując jak strumieni
cieczy leją się z moich polików. To co czułam w środku rozrywało
mnie..
-Jest szansa.
Ale jako człowiek myślę, że to będzie raczej prawie niemożliwe.
-A jako lekarz?
- teraz patrzyłam wszędzie tylko nie na niego. Nienawidzę słabej
siebie. Zawsze wolałam być tą silną niż słabą, a teraz jest to
niemożliwe.
-Jako lekarz
myślę, że pójdzie dobrze. Jak tylko znajdę dla Ciebie serce,
które nie siądzie po czterech latach – prychnął mówiąc to.
Spojrzałam na niego. Miał zaczerwienione oczy i był zdenerwowany
co można było wyczytać z ruszania ręką.
-Wiedziałam,
że umrę, ale nie tak szybko – odezwałam się siadając. Miałam
ochotę wybuchnąć szlochem tak głośno jak się tylko da, żeby
każdy wiedział co przeżywam. Teraz tak bardzo chciałabym być na
lekcji chemii, której nienawidzę. Wszystko tylko nie to co się
teraz właśnie dzieje. Ja miałam plany na życie. Na życie z
Zaynem też miałam. A teraz jebło mi wszystko jak lusterko na małe
kawałeczki. Najpierw moi bliscy umierają, zdradzają mnie, a na
końcu ja umrę i zostawię tych co mnie pokochali samych. Nie chcę
takiego losu.
-Też tak
myślałem. Ale wiedz, że zrobię wszystko co mogę – dopowiedział
i wyszedł. Nie chciał patrzeć jak zalewam się łzami. I zrobił
bardzo dobrze. Teraz nie chcę by ktoś mnie zobaczył w takim
stanie. Jest ze mną gorzej niż wtedy gdy dowiedziałam się o
zdradzie swojego chłopaka. Zaniosłam się płaczem i upadłam na
poduchy. Wydawało mi się jakbym już umarła. To co człowiek
przeżywa w takim momencie jest okropne. Owszem płakałam, ale nie
krzyczałam. Przynajmniej nie na zewnątrz jedyne co mnie bolało to
myśli. Krążyło ich tylko o mojej głowie, że nie wiedziałam
gdzie zacząć. Przecież mam rodzeństwo, ojca, ciocię, chłopaka i
przyjaciół. I tak nagle mam to stracić? Przykryłam się kołdrą
po sam czubek nosa i leżałam czekając na nie wiadomo co. Do pokoju
wparowała zapłakana ciocia.
-Już wiesz? -
spytała widząc mnie w takim stanie.
-Tak –
odpowiedziałam nie ruszając się.
-Kochanie
zrobię to co mogę nie pozwolę ci odejść – jakby to miało mi
pomóc. Jednak nic mi nie pomoże. Umrę jak każdy tylko wcześniej.
-Ciociu
obiecasz mi coś?
-Jak mogę to
tak – podeszła i złapała mnie za rękę.
-Proszę
naprawdę pomóż mi żyć jak najdłużej. A jak się nie da to
pochowaj mnie koło mamy – obie płakałyśmy. Przytuliłam się
mocno do niej i nie chciałam puszczać.
-Kochanie,
oddałabym Ci to co mam jakbym mogła. Ale nie mogę być dawcą
robiłam badanie – jeszcze głośniej zaczęła płakać co mnie
wcale nie uspokajało. Teraz właśnie taka osoba jest mi potrzebna,
co zrobi coś dla mnie. To jest oddanie mi swojego życia.
Przynajmniej na więcej niż dwa lata. Będę mogła skończyć to co
zaczęłam i nawet może będę mogła mieć rodzinę? Najgorszą
rzeczą jest teraz powiedzieć Malikowi i najbliższym. To ich
podłamie, a co ja mam powiedzieć? To mi podcięło skrzydła jakie
jeszcze miałam. Moje złe życie odwraca się do mnie. Teraz wiem co
zrobiłam źle i chciałabym to naprawić, ale no nie mogę. Nic nie
mogę. Najlepiej jest się zabić niż czekać na ten dzień, który
nadejdzie jak w wyroczni. Już mam datę śmierci i chyba nic tego
nie zmieni.
**
-Wiesz, że
musisz powiedzieć ojcu? - powiedziała ciocia jak skończyłyśmy
płakać i leżałyśmy dalej szlochając jakieś trzy do czterech
godzin. Nie wiem czy da się płakać dłużej, ale pobiłam swój
rekord.
-Możesz
powiedzieć, żeby do mnie dziś przyszedł? - spytałam wycierając
noc. Wszystko co teraz widzę to czarne barwy. Jak kobieta wyszła
wybierając numer do mojego taty w głowie naszły mnie na nowo
jakieś myśli. A raczej przypominajka, która mówiła „Umrzesz,
ty to wiesz i ja to wiem. Jest to nie nieuniknione, ale nie poddawaj
się. Zawsze jest szansa.” Jednak ja już jestem złej myśli i
sądzę, że szansy nie ma. Przeniosłam się z łóżka na parapet.
Widziałam panoramę Londynu co było pięknym widokiem. Siedziałam
tak myśląc o wszystkim i niczym. Jak drzwi się otwarły
wiedziałam, że to mój tato.
-Jess? - spytał
patrząc na mnie. Spojrzałam w jego oczy przepełnione smutkiem.
Oznacza to, że powiedziała mu. To chyba lepiej. Ja nie mam sił na
uświadamianie kogoś o moim końcu.
-Umieram –
zaśmiałam się przez łzy. Wstałam i podbiegłam w jego ramiona.
Tak bardzo potrzebowałam troski rodzica jak nikogo innego.
-Moja kruszynko
– pogłaskał mnie po plecach . -Nie dam Ci odejść – załkał
dalej tak stojąc. Sądziłam, że jako policjant nie popłacze się,
a jednak się myliłam i to bardzo. Nawet on ma takie uczucia jeśli
chodzi o rodzinę. Mogłam z nim spędzić resztę tych godzin. Nawet
dla mnie chciał odwołać swój patrol, ale namówiłam go żeby
poszedł. Ja jeszcze tu będę przez najbliższe dwa lata. Więc to
go nie uspokoiło, ale powiedział, że pójdzie w najbliższym
czasie zrobić badania. Ale czy ja chcę? Nie chcę zabrać życia
komuś kogo bardzo kocham. To tak jakbym zabrała życie Zaynowi.
Sama bym się załamała i zabiła prędzej czy później. Zostałam
sama, a raczej tak myślałam. Lecz moje łkanie przerwał Eathan z
Ell. Teraz tylko ich brakowało.
-Co tam w
hospicjum? - jak zwykle zaczął żartem, ale to już prawda, a nie
fikcja.
-Heh, jak
zwykle tylko mam gorsze wieści – odpowiedziałam spoglądając na
nich.
-Płaczesz? -
spytała przejęta Ellie i usiadła koło mnie.
-Bo nie wiem
jak wam powiedzieć, że za około dwa lata możecie być na moim
pogrzebie – nie pohamowałam się słowami. Już nie myślę tak by
nikogo nie ranić. Jestem zraniona i nie mogę bardziej zranić tym
co się stanie. Za bardzo kocham tych ludzi, żeby oszukiwać w
takiej sprawie. Ja naprawdę nie chciałam patrzeć w ich oczy. Lecz
musiałam. Twarz chłopaka nic nie wyrażała. Była jak z kamienia.
Natomiast dziewczyna już zaczęła płakać i mnie przytulać. Przez
nich kolejny raz tego dnia płaczę, a nie powiedziałam o niczym
chłopakom w trasie. W sumie nie chcę ich tym martwić, bo co to
będzie? Fani mnie znienawidzą za przerwanie koncertów, a tego chcę
uniknąć przed śmiercią.
-Musisz mu
powiedzieć – dochodziła już jedenasta w nocy, a ja ze znajomymi
siedzieliśmy i piliśmy. Oczywiście nie mogłam dużo więc zajęłam
się sokiem pomarańczowym, który jest mi wskazany.
-Nie dam rady –
spoglądnęłam na telefon gdzie miałam kolejne nieodebrane
połączenie.
-Daj – wziął
telefon i wykręcił numer sam do Zayna. Ten odebrał od razu. -
teraz z nim gadaj – podał mi komórkę, a ja nie wiedziałam co
zrobić. Zostałam postawiona pod murem. Tak się nie robi. Nie w
takich poważnych sytuacjach.
-Jess? Czemu
nie odbierasz? Wiesz jak się martwię? - pytał i pytał. Bałam się
mu cokolwiek powiedzieć, bo nie wiem gdzie jest i co robi.
-Wiesz jak ja
się boję – w końcu rzekłam, jednak nie załapał.
-Czego? Jess,
nie żartuj tylko mów co wyniosły badania – i teraz będzie pod
górkę.
-No właśnie
boję się to powiedzieć – już się zaczął domyślać
najgorszych rzeczy.
-Kurwa mać!
Powiedz, bo już nie mogę.
-Umieram! Okej?
Umieram, po prostu za dwa lata mnie nie będzie...
____________________
Hej kochani!! ; >
Jestem z nowym rozdziałem i z nowy pięknym tygodniem! ; ))
Zbliża się koniec roku, a przede mną i pewnie przed wami wybór nowej szkoły ;/
Pożegnania nadszedł czas z moją kochaną klasą ;c
Ale nie smucę xdd Mam nadzieję, że rozdział was wzruszy, gdyż pisałam to przy mega dołujących i smutnych piosenkach gdzie płakałam, ale to szczegół ; ^ I czytając rozdział przed dodaniem też miałam łzy ; c Kurdę xd
Dobra nie ważne ;> Przede mną mnóstwo roboty z zakończeniem, bo muszę nauczyć moje tumany tańczyć, a sama piszę scenariusz i inne duperele ^^
Więc do miłego za tydzień (bo rozdział już zaczęłam więc pójdzie gładko przez weekend xdd)
Pozdrawiam gorąco! ;3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ! ;3
Cudo *o* o jeju ;/ nie chce żeby to się tak skończyło, że ona umrze albo Zayn odda za nią życie. Jak ja się napłakałam przy tym rozdziale :'( to wszystko jest takie smutne. Ja chcę happy end *.* czekam na next♡♡♡
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://intheeyesofsky.blogspot.com/
UsuńNo po prostu omgnjcnbveieibvuiwicbwbie ;D
OdpowiedzUsuńJa chcę już następny rozdział !!! :(
Zapraszam do mnie ;) :
http://if-we-could-opowiadanie-1d.blogspot.com/