poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 51!

**Oczami Zayn'a**
Ten czas bez mojej dziewczyny był męczarnią, ale codziennie wieczorami mówiłem sobie i przed wyjściem na scenę, ze robię to dla niej i wracam za niedługo. To mnie trzymał tutaj z Perrie, która z dnia na dzień mnie coraz bardziej denerwowała. W dzień kiedy blondyna mnie pocałowała nie miałem pojęcia, że ona to zrobi. Miałem ochotę ją odepchnąć, ale nie mogłem. Było jakieś kilkadziesiąt tysięcy osób, które wierzą, że jestem z nią naprawdę w związku i planujemy nie wiadomo co ze sobą. Przeprosiłem oficjalnie moją prawdziwą dziewczynę, ale nie mogłem powiedzieć też za co tak bezpośrednio, bo by był przypał. Jednak już za dwa dni na koncercie kazali mi stać w jednym miejscu, żeby Perrie mogła do mnie wejść i coś tam zrobić. Chłopaki słyszeli wszystko, żeby nie było potem nie potrzebnych niedomówień. Ale jak zobaczyłem przy jednej z naszych piosenek dzięki Payno plakat, który trzymała jedna z najpiękniejszych kobiet na świecie nie
wytrzymałem w jednym miejscu. Ruszyłem tuż do progu sceny i tylko ona i kilka fanek dzieliło mnie od mojej miłości. Wszystko co śpiewałem kierowałem do niej pokazując to. Nie obchodziło mnie czy któraś z fanek ją rozpozna i coś potem napisze w sieci. Liczyła się ona. Po skończonym show czekałem na nią. Przyprowadził ją jakiś ochroniarz i pierwsze co to rzuciła mi się w ramiona. Teraz miałem wszystko w swoich ramionach. Po długich rozmowach poszedłem z nią do pokoju. Nie chciałem ani na chwilę zostać bez niej. Do domu wracamy za te pieprzone dwa miesiące, a ja chcę się nią nacieszyć, bo musi jutro wrócić do domu. I znowu będziemy od siebie tak daleko.
Ten moment zapamiętam do końca życia. Kiedy moja Jessica zemdlała. Nie wiedziałem co zrobić. Jedynie zdążyłem złapać jej głowę przed uderzeniem o podłogę. Momentalnie w moich oczach zebrały się łzy, które chciały wyjść na zewnątrz. Wziąłem ją na ręce i pognałem do pokoju obok gdzie znajdował się Derec lekarz. Bez pukania otworzyłem drzwi i wpadłem do pokoju..
-Co się stało? - spytał podchodząc i sprawdzając przytomność dziewczyny.
-Podczas rozmowy upadła i nic – odpowiedziałem będąc w szoku i cały czas trzymając jej rękę, która była lodowata.
-To sprawka zmęczenia i serca. Mówiłem, żeby została w szpitalu to nie – spojrzałem w szoku na niego.
-Jak to w szpitalu? Co się działo przez te dwa tygodnie.
-Nie mogę Ci powiedzieć, bo zobowiązuje mnie moja praca – odpowiedział wykręcając numer do szpitala. Do pokoju w międzyczasie przyszła Ellie i Eathan. Nie ja ich zawołałem tylko Derec. Ja byłem za bardzo wstrząśnięty i przerażony stanem mojej kochanej.
-Może wy mi powiedziecie czemu ja do chuja nic nie wiem o Jess? Co się działo przez te dwa jebane tygodnie?! - krzyknąłem na nich. Sam w tej chwili nie poznawałem siebie. Miałem napad gniewu, który nie gości u mnie za często.
-Uspokój się, nie chciała cię martwić – odpowiedział chłopak.
-Nie mogę się uspokoić, gdy nic nie wiem – zdenerwowany miałem ochotę uderzyć w coś twardego czekając na karetkę, która jechała jakby nie mogła dojechać.
-Jess przez ten krwotok miała dodatkowe badania i leży cały czas w szpitalu. Nie mówiła nic, bo nie chciała zniszczyć waszych koncertów – powiedziała szlochając Ellie.
-Co takiego te badania wykryły?
-Lekarze nie są pewni i nic jej nie mówią. Więc nie mam pojęcia – Eathan przytulił ją do siebie, a ja dalej nie pytałem tylko wróciłem do Jess. W końcu wbiegli do pokoju ratownicy i wynieśli dziewczynę na noszach. Nie miałem zamiaru jej zostawiać, ale kazali mi, bo Derec z nimi pojechał. Chłopaki zabrali mnie do naszego samochodu, którym kierował Liam i ruszyliśmy za karetką. Droga szła nam mozolnie ze względu na światła, które niestety nas obowiązywały. Po 15 minutach byliśmy na parkingu. Wybiegłem nie zważając na deszcz. Wbiegłem do środka szukając pielęgniarki.
-Szukam Jessici Milton, który została przed chwilą przywieziona – powiedziałem, a ta zaczęła coś tam szperać w papierach.
-Jest Pan rodziną? 
-Tak – skłamałem, bo nie podałaby mi żadnych informacji na jej temat.
-Pani Milton została przewieziona na salę badań na 3 piętrze numer 301, tylko proszę nie..już nie dokończyła, bo ruszyłem biegiem na górę. Zamówiłem windę, ale nie dojechała tak szybko jak chciałem więc wybrałem schody. Biegłem szybciej niż zazwyczaj. Mijałem kilka osób, które były w strasznym stanie, albo po prostu kogoś kończyły odwiedzać o tak później porze. Nie zdawałem sobie jakoś nigdy sprawy jak to musi być strasznie mieć bliską osobę chorą na coś poważnego. W tym wypadku poświęciłbym dla niej wszystko co mam, żeby tylko wyszła zdrowo z tego. Wpadłem na drugie piętro i rozejrzałem się zbity z tropu w dwie strony nie wiedząc gdzie dalej się kierować. Spojrzałem na jedne z białych drzwi z napisem 290, i biegłem już w dobrą stronę. Nie minęła minuta nim wbiegłem na salę do Dereca. Nie chciałem przeszkadzać w badaniach, ale nie mogłem tak stać i nic nie robić. Widziałem jak lekarze coś konsultują między sobą i pielęgniarki zapisują w notesach pewnie te ważne rzeczy. Stałem koło drzwi i jak ktoś mi je zamknął przed nosem oparłem się o ścianę i po niej zjechałem. Nie miałem w tym momencie sił na nic. W mojej głowie krążyło tysiące pytać, a najważniejszym było to dlaczego ona mi nic nie powiedziała. Rzuciłbym wszystko, żeby tylko być z nią, ale chyba właśnie tego chciała uniknąć. Nie chciała zrobić czegoś czego bym żałował niszcząc swoją karierę i chłopaków. A właśnie myśląc o nich właśnie teraz biegli w moim kierunku.
-Malik, jak ona? -Spytał Eathan kucając koło mnie.
-Nie mam pojęcia, badają ją – wskazałem palcem na drzwi i dalej się zamyśliłem czekając na jakieś wiadomości. I historia bardzo lubi się powtarzać widzę. Znowu wszyscy jesteśmy w szpitalu i czekamy na dobre informacje co do Jess, która dostanie ode mnie taki opierdol jak tylko się ocknie, że nie wiem. Tak cholernie ją kocham. Jak tylko wyobrażę sobie, że coś może jej się stać strasznego to nie przeżyje tego. Nie dam rady i się będę musiał poddać.
Siedzieliśmy wszyscy w ciszy, było tylko słychać szloch Ellie, która wtulała się w Horana i co chwilę jakieś szuranie butami dobiegające z sali 301. Po jakiś 30 minutach wyszedł do nas Derec. Spojrzał na nas i w końcu się odezwał.
-Jest przytomna – powiedział, a ja wstałem jak oparzony kierując się do niej, Jednak zatrzymał mnie – To nie wszystko.
-Czemu nie mogę się z nią zobaczyć? - zwróciłem się do niego.
-Najpierw ważniejsze rzeczy – dopowiedział chowając zeszycik do kieszeni spodni.-Więc załatwiłem już samolot, który za jakąś godzinę zabiera Jessice mnie i dwójkę jej przyjaciół do Londynu.
-Co?! Dlaczego tak szybko, tutaj też ma dobrą opiekę medyczna – powiedział Liam wstając i drapiąc się po karku. Najwidoczniej nie tylko ja się tak chujowo czuje w tym momencie.
-Zaraz odbieram jej wyniki i już miałem pewność tego co jej jest. A muszę ją zabrać do domu. Tak jej ciocia nakazała i ja, jako jej lekarz – powiedział siadając na krześle. Schował twarz w dłoniach. -Taka młoda, a tak chora – szepnął do siebie, ale i tak wszystko słyszałem. Teraz moje ciśnienie podskoczyło diametralnie w górę. Mogę się pewnie tylko domyślać o co chodzi, bo nie wiem czy mi powiedzą. W końcu te jebane prawo jest takie, że tylko rodzinie udzielają takich informacji co jest na maksa posrane.
-Panie Doktorze Piterson, oto Pana wyniki – podeszła do nas niska blondynka z teczką w kolorze brązu. Mężczyzna otworzył ją i dokładnie przeanalizował. Kilka razy czytał to samo i w końcu schował papier do środka.
-Możesz do niej wejść – powiedział, a ja wbiegłem na salę. Na łóżku leżała zmęczona brunetka. Pierwsze co zrobiłem to mocno ją do siebie przytuliłem. Usłyszałem jej cichy śmiech i mogłem zobaczyć jak się szeroko uśmiecha.
-Czy ja umarłam? Nie krzyczysz? Nie pytasz? Jestem w niebie? -spytała przez lekki śmiech.
-Spokojnie to cię nie ominie złotko – puściłem jej oczko i złapałem za już ciepłe ręce.-Nie wiesz jak się wystraszyłem. Mój świat w jednej chwili się załamał.
-Ale jestem tutaj i jest dobrze – odpowiedziała nim dokończyłem mój monolog.
-Za parę minut wracasz do Londynu, ale najpierw powiedz mi dlaczego mi nie powiedziałaś – już poważniej zaczął rozmowę.
-Zayn, Kocham cię. Nie chciałam, żebyś zaprzepaścił trasę dla mnie. Jak widzisz jestem chwilowo w całości – zaśmiała się, a zanim coś odpowiedziałem do pomieszczenia wszedł lekarz. 
-Helikopter już na nas czeka na górze – powiedział i wyszedł dając nam chwilę na pożegnanie jak sądzę.
-On już wie co ze mną będzie, a ja się domyślam – powiedziała przerywając chwilową cisze między nami.-Wiedz, że jak umrę to..
-Kurwa, nawet tak nie mów. Nie wiesz jak ja cię kocham?! Nie wyobrażam sobie innego życia niż te co mam przy tobie – powiedziałem na jednym tchu zdenerwowany tym co chciała powiedzieć. Mam pewność, że chciała powiedzieć to co na tych jebanych filmach one zawsze mówią przed końcem. Ale nie ma końca. To jest dopiero początek, a nie jakiś jebany koniec. Ta dziewczyna kończy osiemnastkę i nie pozwolę jej umrzeć. Nie przy mnie nie ma tak łatwo.
-Ja wiem, też cię kocham i ehhh jutro napiszę jak będę wiedziała wszystko. A teraz pocałuj mnie ten ostatni raz – nie musiała długo namawiać. Wpiłem się w jej delikatne jeszcze trochę sine usta. Mogłem tak się całować z nią, aż nam przeszkodziła pielęgniarka.
-Przepraszam, ale musimy jechać na dach – powiedziała odpinając jakieś przyrządy i pchając łóżko. Pomogłem jej z tym aż do windy. Jess pożegnała się z chłopakami, a Eathan i Ellie już tam się udali z doktorem. Ja natomiast mimo protestów ze strony lekarzy wsiadłem do windy i ruszyłem z dziewczyną na górę. Cały czas w rękach miałem jej jedną z dłoni. Pocierałem kciukiem o jej wierzch i patrzyłem w jej oczy, które nie odrywały wzroku ode mnie. Nie chciałem, żeby winda się kiedyś zatrzymała, ale w końcu dojechaliśmy na samą górę i musiałem się ostatecznie z nią pożegnać na jebane dwa miesiące. Pocałowałem ją i szepnąłem jak bardzo ją kocham. Widziałem jak wsiada do samolotu gdzie przejęli ją jej przyjaciele. Stałem tam, aż nie ruszyli. Czułem pustkę i wewnętrzny smutek kiedy samolot znikał z mojego zasięgu wzroku. Jeszcze słyszałem jak lecą, ale zebrało się na deszcz więc wróciłem do środka gdzie czekali na mnie chłopaki.
-Jak się trzymasz? - spytał Payno kiedy wróciłem mokry do nich na dół.
-Chujowo – odpowiedziałem i ruszyłem pierwszy do wyjścia. Już miałem ochotę znaleźć się w hotelowym łóżku i zasnąć na te parę jebanych godzin. Tylko czy to mi się uda? Na miejscu Perrie na całe szczęście spała u siebie w pokoju więc obyło się bez pytań i zbędnych słów. Zamknąłem swój pokój na klucz i po ściągnięciu mokrych ciuchów założyłem coś suchego. Po czym rzuciłem się na łóżko spać. Ale w mojej głowie była jedna dziewczyna. Tak więc przekręcałem się z boku na bok. To potrwało chwilę, aż mogłem spokojnie zasnąć...

**Oczami Jess**
Nie chciałam, żeby dowiedział się w ten sposób. Po prostu nie mogłam nic poradzić na to, ale no nienawidzę się za to. Zayn miał nic nie wiedzieć, aż do oficjalnych jebanych wyników, które pewnie już są jawne, ale nie przekazano mi informacji, bo po co? Ale lepiej bym się zamartwiała i nic nie mówiła chłopakowi, który dowiedział się w okropny sposób. Nie no dzięki losie!
Całe szczęście nie krzyczał, ale widziałam, że był bardzo poddenerwowany i smutny. Też bym taka była. Dobrze, że dolecieliśmy samolotem do szpitala w Londynie. Tam od razu ciocia wzięła mnie i nie puszczała z uścisku przez długą chwilę. Jednak w końcu wróciłam do swojej obskurnej sali, której już mam po dziurki w nosie. Miałam wrócić tu szczęśliwa dopiero jutro, a nie w nocy. Najlepszy weekend jaki mogłam sobie wymarzyć. Kazałam iść moim przyjaciołom do domu, ale uparli się najpierw rozpakować mi walizkę. Ale po dłuższej rozmowie przekonałam ich, że jutro jestem do ich dyspozycji i pewnie przez następne ileś tam chwil, aż do śmierci więc będą mnie mieć jeszcze dość. Pozrzędzili, że mam tak nie mówić, ale w końcu sobie poszli a ja zostałam sama ze sobą. Teraz czekam na jutro, bo z rana ogłoszą mój wyrok śmierci. Ciocia jak zwykle ślęczała przy mnie. Ale zasnęłam nie zważając na nią, gdyż nie mogłam już przez brak sił...
**
-Chyba wiesz co Ci jest – rzekła Derec przy porannym obchodzie.
-Domyślam się, ale wolę byś ty mi to powiedział.
-Daję Ci góra dwa lata życia – nie spodziewałam się tak bardzo złej diagnozy. Mimo zaciskania pięści miałam łzy w oczach. - W tym czasie możesz prawie wszystko, bo jak zajdziesz w ciąże to będą marne szanse dla Ciebie.. 

-Nie mogę przejść jakiejś operacji ?- zapytałam czując jak strumieni cieczy leją się z moich polików. To co czułam w środku rozrywało mnie..
-Jest szansa. Ale jako człowiek myślę, że to będzie raczej prawie niemożliwe.
-A jako lekarz? - teraz patrzyłam wszędzie tylko nie na niego. Nienawidzę słabej siebie. Zawsze wolałam być tą silną niż słabą, a teraz jest to niemożliwe.
-Jako lekarz myślę, że pójdzie dobrze. Jak tylko znajdę dla Ciebie serce, które nie siądzie po czterech latach – prychnął mówiąc to. Spojrzałam na niego. Miał zaczerwienione oczy i był zdenerwowany co można było wyczytać z ruszania ręką.
-Wiedziałam, że umrę, ale nie tak szybko – odezwałam się siadając. Miałam ochotę wybuchnąć szlochem tak głośno jak się tylko da, żeby każdy wiedział co przeżywam. Teraz tak bardzo chciałabym być na lekcji chemii, której nienawidzę. Wszystko tylko nie to co się teraz właśnie dzieje. Ja miałam plany na życie. Na życie z Zaynem też miałam. A teraz jebło mi wszystko jak lusterko na małe kawałeczki. Najpierw moi bliscy umierają, zdradzają mnie, a na końcu ja umrę i zostawię tych co mnie pokochali samych. Nie chcę takiego losu.
-Też tak myślałem. Ale wiedz, że zrobię wszystko co mogę – dopowiedział i wyszedł. Nie chciał patrzeć jak zalewam się łzami. I zrobił bardzo dobrze. Teraz nie chcę by ktoś mnie zobaczył w takim stanie. Jest ze mną gorzej niż wtedy gdy dowiedziałam się o zdradzie swojego chłopaka. Zaniosłam się płaczem i upadłam na poduchy. Wydawało mi się jakbym już umarła. To co człowiek przeżywa w takim momencie jest okropne. Owszem płakałam, ale nie krzyczałam. Przynajmniej nie na zewnątrz jedyne co mnie bolało to myśli. Krążyło ich tylko o mojej głowie, że nie wiedziałam gdzie zacząć. Przecież mam rodzeństwo, ojca, ciocię, chłopaka i przyjaciół. I tak nagle mam to stracić? Przykryłam się kołdrą po sam czubek nosa i leżałam czekając na nie wiadomo co. Do pokoju wparowała zapłakana ciocia.
-Już wiesz? - spytała widząc mnie w takim stanie.
-Tak – odpowiedziałam nie ruszając się.
-Kochanie zrobię to co mogę nie pozwolę ci odejść – jakby to miało mi pomóc. Jednak nic mi nie pomoże. Umrę jak każdy tylko wcześniej.
-Ciociu obiecasz mi coś?
-Jak mogę to tak – podeszła i złapała mnie za rękę. 
-Proszę naprawdę pomóż mi żyć jak najdłużej. A jak się nie da to pochowaj mnie koło mamy – obie płakałyśmy. Przytuliłam się mocno do niej i nie chciałam puszczać.
-Kochanie, oddałabym Ci to co mam jakbym mogła. Ale nie mogę być dawcą robiłam badanie – jeszcze głośniej zaczęła płakać co mnie wcale nie uspokajało. Teraz właśnie taka osoba jest mi potrzebna, co zrobi coś dla mnie. To jest oddanie mi swojego życia. Przynajmniej na więcej niż dwa lata. Będę mogła skończyć to co zaczęłam i nawet może będę mogła mieć rodzinę? Najgorszą rzeczą jest teraz powiedzieć Malikowi i najbliższym. To ich podłamie, a co ja mam powiedzieć? To mi podcięło skrzydła jakie jeszcze miałam. Moje złe życie odwraca się do mnie. Teraz wiem co zrobiłam źle i chciałabym to naprawić, ale no nie mogę. Nic nie mogę. Najlepiej jest się zabić niż czekać na ten dzień, który nadejdzie jak w wyroczni. Już mam datę śmierci i chyba nic tego nie zmieni.
**

-Wiesz, że musisz powiedzieć ojcu? - powiedziała ciocia jak skończyłyśmy płakać i leżałyśmy dalej szlochając jakieś trzy do czterech godzin. Nie wiem czy da się płakać dłużej, ale pobiłam swój rekord.
-Możesz powiedzieć, żeby do mnie dziś przyszedł? - spytałam wycierając noc. Wszystko co teraz widzę to czarne barwy. Jak kobieta wyszła wybierając numer do mojego taty w głowie naszły mnie na nowo jakieś myśli. A raczej przypominajka, która mówiła „Umrzesz, ty to wiesz i ja to wiem. Jest to nie nieuniknione, ale nie poddawaj się. Zawsze jest szansa.” Jednak ja już jestem złej myśli i sądzę, że szansy nie ma. Przeniosłam się z łóżka na parapet. Widziałam panoramę Londynu co było pięknym widokiem. Siedziałam tak myśląc o wszystkim i niczym. Jak drzwi się otwarły wiedziałam, że to mój tato.
-Jess? - spytał patrząc na mnie. Spojrzałam w jego oczy przepełnione smutkiem. Oznacza to, że powiedziała mu. To chyba lepiej. Ja nie mam sił na uświadamianie kogoś o moim końcu.
-Umieram – zaśmiałam się przez łzy. Wstałam i podbiegłam w jego ramiona. Tak bardzo potrzebowałam troski rodzica jak nikogo innego. 
-Moja kruszynko – pogłaskał mnie po plecach . -Nie dam Ci odejść – załkał dalej tak stojąc. Sądziłam, że jako policjant nie popłacze się, a jednak się myliłam i to bardzo. Nawet on ma takie uczucia jeśli chodzi o rodzinę. Mogłam z nim spędzić resztę tych godzin. Nawet dla mnie chciał odwołać swój patrol, ale namówiłam go żeby poszedł. Ja jeszcze tu będę przez najbliższe dwa lata. Więc to go nie uspokoiło, ale powiedział, że pójdzie w najbliższym czasie zrobić badania. Ale czy ja chcę? Nie chcę zabrać życia komuś kogo bardzo kocham. To tak jakbym zabrała życie Zaynowi. Sama bym się załamała i zabiła prędzej czy później. Zostałam sama, a raczej tak myślałam. Lecz moje łkanie przerwał Eathan z Ell. Teraz tylko ich brakowało.
-Co tam w hospicjum? - jak zwykle zaczął żartem, ale to już prawda, a nie fikcja.
-Heh, jak zwykle tylko mam gorsze wieści – odpowiedziałam spoglądając na nich.
-Płaczesz? - spytała przejęta Ellie i usiadła koło mnie.
-Bo nie wiem jak wam powiedzieć, że za około dwa lata możecie być na moim pogrzebie – nie pohamowałam się słowami. Już nie myślę tak by nikogo nie ranić. Jestem zraniona i nie mogę bardziej zranić tym co się stanie. Za bardzo kocham tych ludzi, żeby oszukiwać w takiej sprawie. Ja naprawdę nie chciałam patrzeć w ich oczy. Lecz musiałam. Twarz chłopaka nic nie wyrażała. Była jak z kamienia. Natomiast dziewczyna już zaczęła płakać i mnie przytulać. Przez nich kolejny raz tego dnia płaczę, a nie powiedziałam o niczym chłopakom w trasie. W sumie nie chcę ich tym martwić, bo co to będzie? Fani mnie znienawidzą za przerwanie koncertów, a tego chcę uniknąć przed śmiercią.

-Musisz mu powiedzieć – dochodziła już jedenasta w nocy, a ja ze znajomymi siedzieliśmy i piliśmy. Oczywiście nie mogłam dużo więc zajęłam się sokiem pomarańczowym, który jest mi wskazany.
-Nie dam rady – spoglądnęłam na telefon gdzie miałam kolejne nieodebrane połączenie.
-Daj – wziął telefon i wykręcił numer sam do Zayna. Ten odebrał od razu. - teraz z nim gadaj – podał mi komórkę, a ja nie wiedziałam co zrobić. Zostałam postawiona pod murem. Tak się nie robi. Nie w takich poważnych sytuacjach.
-Jess? Czemu nie odbierasz? Wiesz jak się martwię? - pytał i pytał. Bałam się mu cokolwiek powiedzieć, bo nie wiem gdzie jest i co robi.
-Wiesz jak ja się boję – w końcu rzekłam, jednak nie załapał.
-Czego? Jess, nie żartuj tylko mów co wyniosły badania – i teraz będzie pod górkę.
-No właśnie boję się to powiedzieć – już się zaczął domyślać najgorszych rzeczy.
-Kurwa mać! Powiedz, bo już nie mogę.

-Umieram! Okej? Umieram, po prostu za dwa lata mnie nie będzie...
____________________
Hej kochani!! ; >
Jestem z nowym rozdziałem i z nowy pięknym tygodniem! ; )) 
Zbliża się koniec roku, a przede mną i pewnie przed wami wybór nowej szkoły ;/ 
Pożegnania nadszedł czas z moją kochaną klasą ;c 
Ale nie smucę xdd Mam nadzieję, że rozdział was wzruszy, gdyż pisałam to przy mega dołujących i smutnych piosenkach gdzie płakałam, ale to szczegół ; ^ I czytając rozdział przed dodaniem też miałam łzy ; c Kurdę xd 
Dobra nie ważne ;> Przede mną mnóstwo roboty z zakończeniem, bo muszę nauczyć moje tumany tańczyć, a sama piszę scenariusz i inne duperele ^^ 
Więc do miłego za tydzień (bo rozdział już zaczęłam więc pójdzie gładko przez weekend xdd) 
Pozdrawiam gorąco! ;3 
     CZYTASZ=KOMENTUJESZ! ;3 

3 komentarze:

  1. Cudo *o* o jeju ;/ nie chce żeby to się tak skończyło, że ona umrze albo Zayn odda za nią życie. Jak ja się napłakałam przy tym rozdziale :'( to wszystko jest takie smutne. Ja chcę happy end *.* czekam na next♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  2. No po prostu omgnjcnbveieibvuiwicbwbie ;D
    Ja chcę już następny rozdział !!! :(
    Zapraszam do mnie ;) :
    http://if-we-could-opowiadanie-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy