sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 52.


Ellie przytuliła mnie bardzo mocno i sama nie mogła powstrzymać się od płaczu. A ja musiałam wytłumaczyć chłopakowi jak mogę wydłużyć życie. Ledwo przez usta wychodziły mi jakieś krótkie słowa, które co chwilę przerywałam łkaniem. Po czym usłyszałam od niego „Kocham cię” i się rozłączył. Teraz tylko mam nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego. Tak cholernie się boję przyszłości, która nadejdzie jak z bicza strzelić.
-Będzie dobrze – podtrzymali mnie na duchu, ale musieli iść. Mimo wszystko to nadal jebany szpital, którego mam dość. Jak umierać to chcę u siebie w łóżku. Położyłam się od razu do łóżka i błagałam o sen, który nadszedł szybko..

**
-Wszędzie o tym bębnią – weszła do mnie ciocia z gazetą w ręku. Na pierwszej stronie był napis, że „Przyjaciółka chłopaków z 1D potrzebuje pilnie przeszczepu serca..” Więcej nie czytałam, bo wiem co tam jest. Ja nie chciałam błagać o pomoc w taki sposób. Porwałam tą gazetę nie chcąc na nią patrzeć. Sądziłam, że to co przeżyłam wczoraj to tylko jebany sen, ale teraz okazało się być to prawdą.
-Derec mówił, że jutro możesz wrócić do domu – uśmiechnęła się do mnie. - Załatwiłam Ci pielęgniarkę całodobową i jakieś inne rzeczy. A teraz chodź jeść. Nie chcę byś zmizerniała. - Nie miałam na to siły, ale ruszyłam za kobietą na zewnątrz. Nikt nie patrzył na mnie inaczej mimo że czułam się źle we własnej skórze. Widać, że mam wyrok namalowany na twarzy? Dla mnie pewnie tak, ale inni nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi. Pewnie sami czekali na jakieś ważne diagnozy, które zaważą na ich życiu. Poczułam się lepiej, bo w końcu muszę żyć chwilą. Jak tylko szłam koło jakiejś dziewczynki to widziałam jak na mnie spogląda i szepcze coś do swojej mamy. Jak widać każdy czyta poranne gazety i to nie tylko dorośli, ale dzieci pewnie też. W końcu to coś o ich idolach. Ściany jadalni były tak samo w białych kolorach, a jedzenie wcale nie było pyszne. Dlatego ciocia wzięła mnie do restauracji za rogiem. Tak przynajmniej mogłam zjeść coś normalnego jak pierś z kurczaka i pyszne smażone ziemniaczki. I do tego lody czekoladowe, które uwielbiam i mogę jeść cały czas. Natomiast ta restauracji wyglądała o sto procent lepiej niż w szpitalu. Ściany były w kolorach czerwieni i czerni. Zasłony na oknach pokrywały się z kolorystyką, a stoliki były śliczne okrągłe i z pięknego drewna. Aż miło popatrzeć i jeść na takich. Bar był ozdobiony idealnie pod wystrój. Na kilka ścianach wisiały obrazy dobrze mi znanych artystów współczesnych i nawet była szafa grająca. Jedne ze starszych panów, który siedział z panią w swoim wieku jak sądzę są małżeństwem. Włączył dla niej piosenkę, która ma ze sto lat. Ale jak widać spodobała jej się. Widok zakochanych starców jest piękny, Sama chciałabym przeżyć taką wieczystą miłość. 
-Ciociu, ja chciałabym wrócić normalnie do szkoły – powiedziałam dalej obserwując państwa tańczących i dobrze się bawiących.
-Jak tylko chcesz to możesz zacząć od wtorku, bo jutro poniedziałek. Wszystko załatwione z nauczycielami więc nie martw się o zaległości – uśmiechnęła się kończąc swoją szarlotkę i popijając czarną kawą, którą ona kocha. Miło było popatrzeć jak się uśmiecha i nie martwi mną przez chwilę. Jednak jej oczy były smutne, ale nie dawała tego po sobie poznać. Zresztą ja już chcę wrócić do łóżka i z niego nie wychodzić, bo złapałam doła. I to właśnie teraz wiem kiedy nie chce mi się jeść lodów. To oznacza coś złego. Ale no sory, wczoraj dowiedziałam się o śmierci, która mną wstrząsnęła więc się nie dziwę temu. Cały czas nawet jak się uśmiechnę to widzę swoje odbicie i to co tam jest,a raczej kto tam jest to nawet nie ta sama ja co jakiś miesiąc temu. Wychudzona, smutna, wiecznie zdołowana i jak trup. Jestem ciekawa jak to będzie, gdy odejdę. Czy ktoś przedłuży mi życie? Czy będę miała szansę wyjść za mąż i mieć dzieci o jakich marzę? Nawet przez chwilę nie przeszło mi przez myśl od wczoraj, że Zayn mógłby mi się oświadczyć. To nie jest najlepszy dla niego pomysł.
-Jak uważasz, jakie prawdopodobieństwo jest znalezienia dawcy? - zapytałam jak wracałyśmy do szpitala.
-Ehh pewnie trudno jest kogoś takiego znaleźć, ale zawsze ktoś może ulec wypadkowi i serce odda tobie – odpowiedziała płacąc i biorąc mnie pod ramię. Pokiwałam twierdząco głową i się zastanawiałam jak to by było oddać komuś serce. Pewnie sama bym nie postąpiła tak. No chyba, że bym umierała jak teraz, ale bardziej krwawo. Wtedy oddałabym swoje narządy chorym ludziom jeśli by tylko ich potrzebowali. Jeśli nie to może kiedyś ktoś będzie w potrzebie.
-Jesteście! - krzyknął do nas Derec z końca korytarza.-Mam dwie wiadomości.
-Zacznij od złej – powiedziałam siadając już na swoim łóżku i się okrywając kołdrą.
-Więc przeszukałem inne szpitale w Anglii i Stanach. Nikt nie ma serca dla Ciebie, ale ostania szansa jest w innych państwa Europy – dopowiedział uśmiechając się blado.-A dobre jest to, że jakieś 10 starszych osób kończy robić badania dla Ciebie. I podobno w innych szpitalach jest taka sama akcja – zaklaskał w dłonie patrząc na swój notes.
-Chwila, czyli wszędzie szukają dla mnie serca?
-Mówiłem, że zrobię wszystko, a twoi przyjaciele z zespołu tylko mi to ułatwiają – zaśmiał się odbierając telefon, który akurat teraz zadzwonił.
Pierwszy raz tego dnia miałam nadzieję. Bo w końcu nadzieja umiera ostatnia więc muszę się jej trzymać. Ale jest ciężko jak się jest chorym i już się nic nie chce. Uśmiechnęłam się biorąc nogi pod brodę i kładąc na nie głowę. Nawet nie sprawdzałam telefonu od rana, ale jakoś nie mam ochoty czytać wiadomości i gadać z nikim. Jedynie potrzebuje przytulenia ze strony chłopaka, bo jego ciepła mi brakuje i będzie zawsze brakowało.
-Wybaczcie, ale dzwoniła moja znajoma lekarka z Bristol – podrapał się po karku i sprawdził na zegarek. - Muszę iść na operację. Potem do was zajrzę – posłał blady uśmiech cioci, która ostatnie dni strasznie wspiera. Mogę nawet powiedzieć, że lubią się nawet tak bardzo bardzo. Jest to jedyna miła rzecz o jakiej mogę teraz myśleć. Weszłam do swojego szpitalnego pokoju i zastałam w środku tatę. Siedział na krześle załamany podpierając głowę na ręce. Gdy mnie zobaczył wstał i mocno przytulił moje drobne ciało. Na początku nie wiedziałam co zrobić, bo nie przyzwyczaiłam się do posiadania kochającego ojca. Ale w końcu objęłam go swoją ręką. I zaraz drugą mocno przyciskając mężczyznę do siebie. Nie chciałam teraz, żeby mnie puścił. To było mi potrzebne od czasu kiedy się z nim spotkałam, a najbardziej potrzebuję tego od wczoraj. Stałam się trochę inna. Owszem czuję, że jestem zdołowana i nie chce mi się chwilowo żyć, chociaż wiem ja życie jest dla mnie ważne.
-Jak się trzymasz kruszynko? - spytał już puszczając mnie. Usiadłam na łóżku tak, że nogi zwisały mi z niego.
-Jest do bani – uśmiechnęłam się sztucznie i pohuśtałam nogami. Westchnął głośno i spuścił głowę w dół. Nie tylko ja jestem załamana.
-Robiłem badania, ale jeszcze nie ma wyników – powiedziałam. Wiem, że teraz wszyscy chcą mi pomóc, ale ja nie chce nikomu z moich bliskich zabierać życia. To jest skarb, którego nikt nie docenia nawet ja. Teraz jak wiem, że mogę to stracić to uświadamiam sobie jak ważne jest dla mnie co się dzieje na co dzień. Jak ważni są dla mnie ludzie, których wkurzam.
-Tato, ale ja nie chcę byś za mnie umarł – odpowiedziałam przygryzając dolną wargę.
-Jess, jestem twoim ojcem i to jest mój obowiązek chronić córkę – wstał i podszedł do okna. Rozglądał się chwilę po mieście, które stąd widać doskonale.
-Mam jeszcze trochę życia więc wykorzystam je najlepiej jak umiem. Jeśli ktoś obcy mi da pożyć dłużej to tak będzie. A jeśli nie to trudno. Pogodzę się z tym..
-Ale ja się nie pogodzę. Nie rozumiesz, że jesteś moją córką?
-A ty nie rozumiesz, że masz jeszcze dwójkę innych dzieci, które cię potrzebują? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Właśnie niech on się zastanowi, bo moje rodzeństwo zasługuje na to by go mieć przy sobie. A ja hmm i tak się nie znaliśmy od dziecka więc po co ja im jestem potrzebna? Jeśli umrę szybciej to będzie lepiej wszystkim pogodzić się z moim odejściem. W sumie ja nawet nie wiem co teraz mówię sobie w głowie. Same głupoty, których będę żałować, ale to jest prawda, która teraz się we mnie budzi jeszcze bardziej niż wcześniej.
-Jeśli będę mógłbym dawcą to i tak to zrobię – powiedział odwracając się do mnie przodem. Pomachałam sprzecznie głową i głośno westchnęłam. Jestem uparta tak samo jak on. W końcu muszę to mieć po kimś. Jednak nie chce się kłócić jeśli to może być nasza ostatnia rozmowa. Poklepałam miejsce obok mnie zachęcając tatę by usiadł obok mnie. Widziałam przez chwilę na jego twarzy lekki uśmiech po czym ruszył w moim kierunku. Przytuliłam się do niego i siedzieliśmy chwilę w ciszy. Ja myślałam o wszystkim i niczym, bo za dużo tego naraz. Analizowałam pomieszczenie, które codziennie oglądam i tak samo sobie o nim myślę jest okropne, paskudne i nieprzyjemne. Lecz muszę gdzieś spać, choć najchętniej spędziłabym każdą noc u siebie w domu w ciepłym łóżeczku nie musząc zważać na późne pory i brak odwiedzin. W końcu on przerwał ciszę pomiędzy nami. I zaczęliśmy sobie gawędzić o wszystkim.
**
-Słyszałam, że spędziłaś mile czas z Ojcem – weszła do pomieszczenia ciocia przerywając mi czytanie książki „Now is Good” muszę przyznać, że wciągnęła mnie tak samo jak film. Owszem wolę oglądnąć najpierw film, a potem czytać. Ale czasem są wyjątki i czytam, a potem oglądam. Jednak nie przepadam za takimi historiami, lecz zawsze trzeba próbować nowych rzeczy i jest to dobre doświadczenie i piękna książka. Już uroniłam parę łez ze śmiechu, ale i ze smutku. Polecam chyba każdemu tą piękną historię. Odłożyłam lekturę na szafkę i przekręciłam się na plecy, a następnie usiadłam.
-Owszem, wyszedł jakieś trzy godziny temu.
-I przez te trzy godziny czytasz książkę? - spytała siadając obok mnie.
-Nie do końca, oglądałam jeszcze film – zamknęłam książkę i odłożyłam ją na szafkę.- Kiedy wracamy do domu?
-Wytrzymaj jeszcze do jutra rana. Jak wstaniesz, spakujesz się to pojedziemy do domu – odpowiedziała. Westchnęłam kładąc się na miękką poduszkę.
-Dobra, wytrzymam. Ale nie miałaś kontaktu z Zaynem? - sprawdziłam telefon i nie miałam żadnego połączenia, ani wiadomości od chłopaka. Zmartwiłam się. Za to miałam mnóstwo SMS od taty, Ell, Rose, Eathan'a i Alfiego. Pisali, że tęsknią, czekają na mnie w szkole, opowiadają jak to jest na imprezie beze mnie. Uśmiechałam się czytając każdą kolejną treść w moim telefonie. Nie miałam siły na odpisywanie tylko odłożyłam komórkę tam gdzie leżała, a następnie wstałam.
-Nie miałam z nim kontaktu, a gdzie idziesz?
-Muszę iść do toalety – odpowiedziałam i wyszłam na korytarz. Było już trochę późno więc na korytarzu nie musiałam przepychać się przez tłumy ludzi. Spokojnie dotarłam do toalety gdzie zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale nie zważałam na to. Załatwiłam swoją potrzebę fizjologiczną i wyszłam spuszczając wodę. Szłam idąc do zlewu umyć ręce, lecz straciłam równowagę i poleciałam na ziemię. Poczułam uderzenie nad okiem i dopiero jak wylądowałam na podłodze skapnęłam się, że uderzyłam głową o zlew. Złapałam się za miejsce obolałe i nie tylko obolałe, lecz leciała z niego krew strumieniami. Wstałam i spojrzałam w lusterko. Wyglądałam jak swój własny cień, nie dość, że blada, mizerna to jeszcze krew lejca się we wszystkie strony. Z przerażeniem wyszłam i zaczęłam biec do cioci zostawiając po sobie ślady krwi. Wpadłam w drzwi otwierając je i lądując przy tym na kolanach.
-Kurwa! - jęknęłam patrząc na zakłopotaną kobietę.
-Matko Boska! Jess, co się stało?! - uklękła przy mnie pomagając mi się podnieść.
-Potknęłam się na prostej drodze i zaryłam głową w zlew – wyjaśniłam ściskając ręce w pięści, gdyż tak mi zaczęła pulsować głowa, że nie mogłam wytrzymać z bólu.
-Już biegnę po lekarza – wybiegła, a ja siedziałam na zimnej podłodze trzymając się za głowę. Dopiero teraz czuje ten jebany ból. Starałam się podnieść na własnych siłach, ale na początku wydawało mi się to niemożliwe. Jak tylko się uniosłam to upadłam z hukiem na ziemię. Zrezygnowana postanowiłam siedzieć na dupie i się nie ruszać to jedyne wyjście jakie teraz mogłam zastosować w tej sytuacji. Do mojego pokoju wpadł po chwili Derec, a za nim ciocia ze łzami w oczach.
-Ciocia streściła co się stało – klęknął przy mnie i zaczął oglądać dokładnie moje rozcięcie.
-Musimy iść na szycie, bo za dużo krwi tracisz – powiedziała podając mi rękę, żebym się podniosła, ale jakoś mi nie wychodziła. Więc schylił się, a następnie podniósł mnie w górę. Pędził przed siebie szybko, a ja obserwowałam jak wszystko się wokół mnie kręci. Czy to są efekty uboczne mojej choroby? Jak tak to ja podziękuje bardzo. W międzyczasie nie zauważyłam nawet jak Derec woła pielęgniarki i jakiś ludzi, którzy mieli mu naszykować sprzęt, sale i inne rzeczy do zaszycia mojej rany. Jak posadził mnie na zimnej jak dla mnie szafce to zatrzęsłam się z chłodu. Obserwowałam co robi. Najpierw dał mi biały wacik i kazał uciskać miejsce, które skaleczyłam. Zrobiłam to, ale pomału, bo ból był niemiłosierny. A ten latał z pielęgniarkami po sali. One szykowały metalowe medyczne sprzęty, a lekarz wyszedł umyć ręce i nałożyć rękawice by nie wdało się zakażenie, zresztą tak zawsze robią na filmach. Trzeba w końcu dbać o higienę i o pacjentów, a z brudnymi rękoma i z goły nie będzie się babrał w krwi czyjejś. Bałam się szycia, gdyż nie miałam go nigdy. Jedynie oglądałam jak to robili na serialach, które lubię oglądać, ale tak na żywo jeszcze nic takiego się mi nie przytrafiło. Jak już widziałam jak wyciągają jakąś strzykawkę to mimo że siedziałam czułam jak nogi mi miękną.
-Teraz zaboli, ale chwilę, bo muszę to znieczulić – powiedział podchodząc i łapiąc moją skórę. Syknęłam przy wbijaniu igły w moje ciało. Nie mogłam wytrzymać z bólu więc krzyknęłam głośno, przynajmniej na tyle głośno na ile było mnie teraz stać.
Po skończeniu rozmasował to miejsce i odszedł dając przyrząd do śmieci. Po chwili wrócił ze specjalną igłą i nitką.
-Gotowa? - spytała przewlekając nić przez igłę. Kiwnęłam niepewnie głową. Podszedł i chyba wbił ją w moja skórę. Nie poczułam nic więc się zaśmiałam. - Widzę, że znieczulenie działa – powiedział skupiając się na swojej pracy.- Jesteś niezdarą, wiesz?
-Tak wiem. Nie dość, że umieram to jeszcze tracę równowagę i rozwalam sobie głową i zlew, jestem najlepsza – ruszyłam niechcący głową na co mężczyzna przeklął pod nosem, ale po chwili już kontynuował.
-Jeśli straciłaś równowagę to pewnie się domyśliłaś, że jest to związane z osłabienie organizmu, co nie? - miałam ochotę pokiwać głową, lecz się powstrzymałam.
-Wiem. Przecież jem normalnie, a mimo wszystko wyglądam jak trup – za lamentowałam.
-Osłabienie to nie koniecznie brak jedzenia Jess. Twój organizm wyczuwa, że z serduchem coś nie gra więc słabnie. A twoja pikawa wraz z nim. Na tym polega właśnie choroba serca i umieranie – ostatnie chyba mu się wymsknęło, bo przygryzł mocno wargę.
-Spoko, wiem że moje dni są policzone i tak dalej, nie musisz przy mnie udawać iż wszystko jest cacy – powiedziałam zamykając oczy. Za chciało mi się strasznie spać i nie mogłam przestać ziewać. Na szczęście Derec już skończył szyć i jeszcze przejechał po ranie mokrym wacikiem i kazał iść do pokoju z pielęgniarką, żebym po drodze nie zemdlała. Szłam wolnym krokiem blisko ściany by w razie czego móc się o nią podeprzeć. Doszła do pomieszczenia gdzie siedziała obgryzając paznokcie ciocia. Jak mnie zobaczyła ulżyło jej. Przytuliła mnie, a ja ją. W końcu mogłam się położyć do łóżka i móc iść spać. Już przykryłam się kołdrą i miałam zasypiać jak zadzwonił mój telefon. Leniwie go wzięłam i odebrałam.
-Halo? - spytałam ziewając do słuchawki.
-Obudziłem cię? - usłyszałam głos, który chciałam słyszeć co chwilę.
-Jeszcze nie poszłam spać – odpowiedziałam przekręcając się na bok.
-Przepraszam, że nie dzwoniłem wcześniej, ale mieliśmy koncert i nie mogłem olać fanów. Nie mogę przestać myśleć o tym wszystkim Jess.

-Zayn, ja też, ale nie myśl teraz o tym. Żyj chwilą i dobrze śpiewaj na koncertach, a ja nie mam naprawdę teraz sił. Zszywali mi głowę i padam na twarz...- po tych słowach telefon wyleciał mi z ręki, a oczy same się zamknęły....
____________________
I przybywam razem z wakacjami : > 
Pewnie się cieszycie, bo dwa miesiące bez szkoły. Ja natomiast się smucę na początku, bo koniec gimnazjum to koniec mojej kochanej klasy.. ;c 
Ale życie idzie dalej i ja wraz z nim. Nie zanudzam moimi historiami i przemyśleniami ;P
Wiem, że opuszczam się z dodawaniem, ale ostatnie dni spędzałam żyjąc właśnie chwilą i nie mogłam nic napisać ;/ Ale już jestem i obiecuję, że będę bo dużo wolnego chyba się szykuje co nie? hahahha
Jak się podoba? ;> Jest według mnie smutny, bo słuchałam specjalnie smutnych piosenek ;c No mniejsza o to xd 
Miłego czytania i do następnego!! 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ! ♥♥♥♥

4 komentarze:

  1. Jeśli Zayn odda jej serce. To sie wkurze. W ogóle jeśli ktoś z 1D odda.
    Rozdział cudowny. No może nie. Jakby był taki to nie byłoby żadnego słowa "śmierć". Ale super napisane.

    OdpowiedzUsuń
  2. *o*
    Oby znalazł się jakiś dawca. Tylko nie Zayn, nikt z rodziny ani przyjaciół. Tak to by smutno było ;C czekam na next♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z koleżankami u góry! 👆👆

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez Ciebie dostanę zawału ! ;c
    A co do rozdziału to ovgnmodneincisdnie błagam pisz klejny szybciej !!! :D

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy